środa, 30 lipca 2014

Przemyslenia przed podroza albo kleska urodzaju...




Dzisiaj uswiadomilam sobie, ze za tydzien o tej porze bede pewnie drzemac po odbytej podrozy.
Czas tak szybko plynie a ja jeszcze daleka od wszelkiego pakowania... Opadaja mi rece...
Kiedys zadna podroz nie byla zbyt daleka czy meczaca, teraz juz mi trudno pakowac sie na 
wyjazdy do Polski a co dopiero teraz, kiedy to trzeba pamietac o slomkowym kapeluszu, 
slonecznych okularach (ktore mam a ktorych nie nosze) oraz o mazidle od slonca z filtrem 50...
Ale nic to, nie mam wyboru i musze sie w koncu zmobilizowac do dzialania.
Bez bagazu nie mozna podrozowac :-)

Od wczoraj pada deszcz przy czym wczoraj zmoklam do suchej nitki, zlapaly mnie szczegolnie
silne opady. Gdzies w prognozie pogody widzialam, ze te opady przemieszczac sie beda na 
wschod, mam nadzieje, ze nie narobia zadnych szkod.

Po moim powrocie bede miala na pewno duzo zdjec (tym razem mam zamiar naprawde zajac
sie fotografowaniem) a dzisiaj zamieszczam zdjecia z Zaczarowanego Parku.
Pomyslalam sobie, ze zamieszcze wszystkie, ktore zrobilam bo zapomne a pozniej jesienia bede
zdziwiona, ze mam jeszcze letnie zdjecia w zapasie.

Moja kartka jest w drodze na Syberie, ciekawa jestem bardzo, czy trafi do wlasciwych rak.
Z pomoca mojej znajomej dotarlam do rosyjskiej "Naszej klasy", ale wyniki poszukiwan nie byly
jednoznaczne. Zobaczymy, co przyniesie przyszlosc.

Dzielnie pije moje zielone smoothies i bardzo sie do nich przyzwyczailam, ale na czas urlopu trzeba
bedzie zrobic przerwe, z gory wiem, ze bedzie grillowanie bez konca. Ja od jakiegos czasu nie jem
prawie wcale miesa a wiec bede sie musiala przestawic. Chyba, ze poprosze o grillowane
warzywa i owoce.
Ostatnio sprawilam sobie ksiazke o zdrowym wyzywieniu i tam byla mowa o tym, ze mieso jest
absolutnie niezdrowe a zaraz za nim stoi mleko i jego wyroby (ktore to lubilam zawsze). 
Byla mowa o roznych aspektach zywienia sie a tak  w ogole to przeslanie tej ksiazki to rada, 
aby najlepiej przejsc na "surowe" wyzywienie, czyli jesc to, co nie jest podgrzane na temperature
wyzsza od 42°C. Na pewno duzo racji bylo w tym wszystkim, ale czy mozna sie przestawic na 
taki drakonski sposob odzywiania??? Z jednej strony wydaje mi sie to ponetne, z drugiej oczywiscie
zdaje sobie sprawe, ze budzet na artykuly spozywcze strzela automatycznie w gore.
No coz, nie musze teraz za duzo myslec, bo grillowanie przede mna, ale po powrocie na pewno
powroce do moich smoothies, to jest doskonaly wariant dla mnie.

Moja suszarka oznajmila, ze jest gotowa a wiec rzucam bloga i lapie sie za prasowanie, w koncu
pare rzeczy naprawde trzeba zapakowac :-)

Pozegnalny post jeszcze nastapi, na razie wiec....


































środa, 23 lipca 2014

Powiew przeszlosci....




Nie naleze do tych osob, ktore zbieraja listy, przechowuja pieczolowicie zasuszone kwiaty, piorka
i inne "pamiatki",  czy tez chronia e-maile od zapomnienia. Rowniez moj wlasny blog nie jest
przeze mnie wertowany do tylu.
Tyle zreszta tych blogow bylo... Ostatni z nich mial byc przeze mnie skasowany, bo wydawalo
mi sie,ze moze wroce do przeszlych dni, do wrazen, uczuc i impresji.
Nie zajrzalam  jednak do niego ani razu, ponadto posialam gdzies hasla i tym sposobem  od
wszelkich dylematow  uwolnil mnie Onet kasujac go raz na zawsze.

Ale widac, nie ma reguly bez wyjatkow.
Ostatnio powialo w moich myslach przeszloscia. Poczulam potrzebe myslenia o ludziach, ktorych
spotkalam kiedys tam, ktorzy byli w jakis sposob wazni, ktorych chcialabym nagle, po tylu latach
spotkac i zobaczyc, czy ciagle sa jacy byli.

Ostatnio wygrzebalam numer telefonu kogos, kogo widzialam ostatni raz 28 lat temu...
Wzielam sie na odwage i.... zadzwonilam. Radosc byla wielka, po obydwu stronach zreszta.
Nagle sie poczulam, jakbym miala dwadziescia pare lat...

Dowiedzialam sie rowniez od mojej bratowej, ze przez Facebook zglosil sie do niej moj ostatni
szef z PL proszac o moj numer, pewnie tez ktoregos dnia rozdzwonia sie telefony....
Tak na marginesie: nie ide z duchem czasu a wiec nie jestem w zadnych forach i innych miejscach,
gdzie ludzie spedzaja czas. W swietle powyzszego jest to troche nielogiczne, pewnie odnalazlabym
wiele dawnych kontatktow, ale czy tego chce? Raczej nie... Myslac o dawnych kontatkach mialam
na mysli konkretnych ludzi a nie wszystkich, ktorzy przewineli sie przez moje zycie.
Nie ma mnie wiec w FB, tak jak mnie nie bylo w Naszej Klasie. Jak napisalam wyzej - nie lubie
powrotow, z reguly przynajmniej, ale czasami moze to byc cos sympatycznego, tak mysle...

Pochodze z miasta, gdzie mielismy duzo Zaprzyjaznionej Armii i tym sposobem jej czlonkowie
z rodzinami byli moimi bezposrednimi sasiadami. Tak tez mialam przez kilka lat przyjaciolke,
ktora wyjechala z PL w 1974. Dlugo, dlugo korespondowalysmy, ale pozniej kontakt sie urwal.
Bylam akurat przez jakis czas w RPA, kiedy dotarl do mnie jej list pisany na moj domowy adres.
Nie odpisalam wtedy, bo przekonana bylam, ze do Zwiazku nie dostanie listu akurat z tego kraju.
A pozniej? Pozniej sie myslalam o tym, tyle rzeczy sie przewalilo przez moje zycie.
Teraz, ktoregos dnia pomyslalam o niej bardzo intensywnie i postanowilam napisac!
Stwierdzilam przy tym, ze moj rosyjski lezy i dlatego poprosilam o napisaniu kartki znajoma,
ktora jest niemiecka Rosjanka, czy odwrotnie. Teraz wrzuce go do skrzynki i bede czekac
z niewiadomym dzisiaj wynikiem, bo kto wie, czy ona jeszcze mieszka tam, gdzie mieszkala
25 lat temu. Zobaczymy, ale jest przy tym jakis dreszczyk emocji.
Z adresu wiem, ze moja przyjaciolka mieszka na Syberii i trzeba trafu, ze z tych okolic pochodzi
moja znajoma. Przy okazji pisania kartki opowiedziala mi o tym, ze u nich snieg lezy od....
pazdziernika do maja!!!! Tutaj pomyslalam o Vinniczku, ktory pewnie juz pod koniec pazdzeirnika
a najdalej na poczatku listopada bylby martwy od tego zimna. Ja chyba tez za taka zima
nie tesknie. A wracajac do mojego rosyjskiego (ktory swego czasu byl bardzo dobry) stwierdzic
musze, ze zachowalam jego pasywna znajomosc, czyli moja znajoma mowi do mnie pieknie
po rosyjsku a ja jej odpowiadam po niemiecku :-).

Ostatnio zamieszczalam tu zdjecia z Zaczarowanego Parku i chociaz mam ich jeszcze kilka -
dzisiaj pokaze dynamiczna impresje ze Szwajcarii...

W takim tempie jak teraz pisalam przed laty, co to sie (ze mna) porobilo...

Usmiecham sie do Was szeroko.... Wkrotce sie znowu pojawie, pozniej bedzie przerwa na RPA!








poniedziałek, 14 lipca 2014

Siłą rozpędu...



Tak sie wczoraj rozpedzilam, ze tego rozpedu jeszcze i na dzsiaj starczylo...
Dlatego chwytam "za pioro" i pisze! Co za tempo, prawda?

Dzisiaj mialam "wolne" tzn. od pracy, ale za to mialam trzy rozne wizyty; w jednym miescie,
ale za to 75 km stad... Tym sposobem od 6:00 do 18:00 bylam poza domem.

Pierwsza wizyta byla bolesna, bo u dentysty... Z pewnym strachem siadalam na fotel, bo
nie bylam pewna, czy po wczorajszym meczu pan doktor wyspany i czy rece mu nie drza :-).
Okazalo sie, ze dentysta w dobrej formie, rozanielony jak wszyscy Niemcy dzisiaj, ale i tak
dreczyl mnie ponad godzine. Ja meczu nie ogladalam, ale slyszalam :-).
No tak, mistrzostwo swiata zdobyte, ludziom sie dzioby smieja i dobrze.
Nie rozumiem wprawdzie tych emocji, ale zawsze to lepiej, zeby ludzie sie smiali jak walczyli.

Po dentyscie pozwolilam sobie na cos, czego juz dawno pragnelam. Pojechalam wiec
do... Zaczarowanego Parku!!!!!!! Ilez to bylo radosci zobaczyc go w pelnej krasie, ile bylo
zachwytu na widok znajomych katow! Szalenstwo, zupelne szalenstwo!
Zrobilam pare zdjec, ale dzisiaj pokazuje tylko wycineczek...

Po Zaczarowanym Parku przerwa obiadowa. Bylam u Chinczyka, ktory ma swoja restauracje
kolo lotniska i tym sposobem mozna znad talerza patrzec na hulajace po niebie samoloty.
Teraz bedzie o jedzeniu. U Chinczyka oczywiscie zielonych drinkow nie ma, dlatego musialam
jesc to, co bylo a ze byl bufet to bylo w czym przebierac. Teoretycznie przynajmniej.
Ze zdretwialymi zebami trzeba sie mocno zastanowic, co wyladuje na talerzu...
Ale wyladowalo to i owo no i.... pomyslalam sobie, ze jestem bardzo daleko od moich nowych,
zielonych rarytasow i ze wzglednym zachwytem przegryzalam kawalki mies roznych.
Po obiedzie mialam wrazenie ciezkosci i wymyslilam, ze jednak cos sie juz troche zmienilo.
Organizm zaczyna protestowac...
Zrobilam po powrocie wielkiego zielonego drinka i swiat jest znowu w porzadku :-)

Po obiedzie kolejna wizyta, tym razem kosmetyczno-pedikiurowa. Bardzo ten zabieg lubie,
zalujac jednoczesnie, ze teraz moge sobie na to rzadko pozwolic. Dlaczego? Bo odleglosc
za duza a poniewaz ze mnie klientka-przylep to nie moge sie odczepic, aby znalezc kogos
na miejscu. Prawda jest jednak taka, ze zabiegow dokonuje uroczy pan, ktorego od lat
bardzo lubie i ktory zawsze poprawia moj humor o 100%. I niech nikt tutaj na jakies
kosmate mysli nie wpadnie - pan od roku jest.... zamezny i to urzedowo!
Znowu sie posmialismy i w dobrym nastroju pobieglam na kolejna wizyte.
Tym razem lekarska, ale i pania doktor bardzo lubie a wiec bylo rowniez przyjemnie, chociaz
musialam troche w kolejce poczekac, co wydluzylo caly wyjazd.

Pogoda swirowala caly dzien, bylo slonecznie i goraco, za chwile chlodniej i deszcz, ten
kalejdoskop powtarzal sie przez caly dzien!!!!!!
Wkrotce ma powrocic prawdziwe lato i wynika z tego, ze bedzie troche cieplej jak w RPA
w sierpniu :-).

Powoli powinnam pomyslec o tej podrozy, przynajmniej pod katem bagazu, ale ciagle to
od siebie odpycham z wymowka, ze jeszcze jest czas. A ten biegnie jak wariat i dzien mija
za dniem nie wiadomo kiedy...

No i to by bylo tyle na dzisiaj, pod tekstem kawalek Zaczarowanego Parku, ktorego mi tutaj
okrutnie brakuje!!! To jeden z najpiekniejszych parkow jakie znam!!!



 
 

 
 







niedziela, 13 lipca 2014

Pod gore...




O tak... Pod gore mi idzie z moim blogiem, czuje sie troche jak Syzyf.
Tyle bym czasami chciala powiedziec, a tymczasem...
Nie wiem, jak to sie dzieje, ale nie potrafie juz blogowac (systematycznie), dlugie lata
blog byl dla mnie taaaaaaaaaaki wazny a teraz mija dzien za dniem i jakos rece mi
opadaja...

Nie powinno tak byc, bo przestawilam sie na zdrowe odzywianie (z malymi grzechami
w przerwach) i okazalo sie, ze to bardzo zajmujaca sprawa. Poczytalam troche o ziolach,
o walorach tego, co juz nie uchodzi za wyzywienie i pelna jestem zdziwienia, ze tak to
wlasnie wyglada. Moje zielone drinki pije na ogol dwa razy dziennie i za kazdym razem
zastanawiam sie jak kazdy kolejny drink bedzie smakowal. A smakuja na ogol dobrze,
niektore zielsko jest moze troche gorzkie, ale za to wiem, ze smak to sprawa poboczna,
najwazniejsze sa wlasciwosci.
Obiecuje sobie po tych drinkach (dopiero za jakis czas oczywiscie), ze poprawi sie pare
zdrowotnych zgrzytow a tak w ogole to zrobie sie mloda i piekna :-).
Przy okazji trafilam na info o zdrowym oleju (lnianym, zimno tloczonym) i tym tez sie
racze w nadziei, ze moje stawy przestana skrzypiec :-).
Tak w ogole to nie sadzilam, ze ta sprawa (zielsko, olej) potrafia mnie na tyle zajac, bardzo
duzo na ten temat czytalam i moze dlatego latwo mi bylo zrezygnowac z wielu artykulow
spozywczych (nigdy bym wczesniej nie pomyslala, ze zrezygnuje w calosci z chleba).
Niestety, nie jestem do konca konsekwentna, ale zdarzaja mi sie od czasu do czasu grzechy
lodowo-ciastowe. Swoja droga czemu sie tu dziwic, piecdziesiat cztery lata jadlam
rozne rzeczy i teraz trudno za jednym zamachem postawic na glowie. Najwazniejsze, ze
poczatek zrobiony...
Organizm tez sie musi przestawic i na razie odtruwa sie z roznych rzeczy, bo rowniez
i mieso zniknelo z mojego jadlospisu, co oznacza, ze nie ma ani kielbasy, ani innych
produktow miesnych. Ryb nie lubilam i nie lubie a wiec moj jadlospis skrocil sie dosc
znacznie. Po paru miesiacach powinny byc efekty pozytywne i na te czekam w napieciu!

Co bylo jeszcze w tym okresie milczenia?

Dwa wyjazdy, jeden do Szwajcarii z Vinniczkiem a po nim, zaraz po powrocie pojechalam
do Polski, juz chyba czwarty raz w tym roku. Mama w takim wzglednym stanie, ma dni
lepsze i gorsze ale oczywiscie trudno oczekiwac, ze bedzie dobrze. Moze juz tylko nie byc
gorzej i trzeba bedzie sie cieszyc jezeli tak wlasnie bedzie....
Wyjazd do Szwajcarii byl udany, ale nie bede go relacjonowac, Vinniczek podjal sie zrobienia
fotoreprotazu. Ja o Szwajcarii pisalam poprzednimi latami, nie bede sie powtarzac.
Moze jedynie znajde jeszcze jakies zdjecie, ktore bede chciala pokazac, ale to sie okaze.
Wierzcie mi, albo i nie, ale do tej pory szwajcarskie zdjecia dziewicze na karcie i nawet
nie wiem, co tym razem sfotografowalam. Tak czy inaczej zainteresowanych odsylam
do Vinniczka, ona jest pilna w relacjonowaniu wszystkiego, co sie dzieje, w tym wyjazdowo.

Przede mna kolejny wyjazd, tym razem troche dalej.
Po wielu, wielu latach ruszam znowu do RPA. Mam nadzieje, ze przywioze stamtad
dostatecznie duzo wrazen i zdjec, coby starczylo na obdzielenie blogow i galerii.
Na razie nie mysle jeszcze o pakowaniu waliz, ale zegar nieublagalnie tyka.
No a pozniej znowu trzeba bedzie znalezc mozliwosc pojechania do Polski.
Czyli nie mozna mi zarzucic zasiedzenia sie, bo jestem nawet dosc aktywna!

Mistrzostwa swiata w pilce noznej dzisiaj przed wielkim pytaniem, za godzine zaczyna
sie mecz Niemcy : Argentyna i przyznam sie, ze nie jestem zadnym kibicem, ale kto wie, czy
tym razem nie zasiade przed telewizorem... Caly kraj pelen napiecia...

Z Polski przywiozlam sobie pare ksiazek do przeczytania, ale przez moje zdrowotne tematy
leza sobie grzecznie... W czasie ostatniej wizyty w kraju bylam w ksiegarni i chociaz
zostawilam w niej okragla sumke i dostalam wielka torbe ksiazek to mam niedosyt, bo
bylo jeszcze wiele, wiele tytulow, ktore wydaly mi sie interesujace.

No i to by bylo na tyle...
Zostawilam w koncu znak zycia i moze to jakas nadzieja na poprawe.

Jezeli tu ktos w ogole zajrzy: posylam serdeczne pozdrowienia!!!!